niedziela, 1 lutego 2015

Się rozwijam

     Mam wrażenie, że dziadkowie mnie pilnie obserwują, i że jestem przez  nich pozytywnie oceniany. Nie dziwię się bo się staram. Sprzątam po sobie, sprzątam po dziadkach, wszystko staram się poukładać na właściwych miejscach. Choć jeszcze nie mówię to porozumienie między nami jest możliwe. Z mojej strony przekaz informacji jest jednoznaczny choć może być uznany za uproszczony. Jeśli czegoś chcę po prostu wyciągam w kierunku potrzebnego mi przedmiotu rękę i mówię "eeeeee". Dziadkowie są dość rozgarnięci i po chwili już wiedzą o co mi chodzi.

     Z komunikacją w drugą stronę też nie jest źle. Choć chwilowo sprawnie posługuję się tylko moim "eeeeee" to już rozumiem dość dużo dźwięków wydawanych przez dziadków, czyli słów, bo tak oni te dźwięki nazywają. Rozumiem prośby o podanie czegoś, przyjście do kogoś, o odniesienie zużytego pampersa do kubełka ze śmieciami. Usługi tego typu świadczę z dużą przyjemnością. Chcę być pożytecznym członkiem mojej rodziny więc się staram. U dziadków wzbudza to zachwyt nad moim intelektem, czemu dają wyraz w rozmowach między sobą. Jeszcze się nie połapali, że ja to co mówią rozumiem w dużym stopniu. Tylko po prostu jeszcze nie gadam bo chłopcu nie przystoi paplać za dużo, a już na pewno nie przed drugim rokiem życia. Jeszcze by ktoś wziął mnie za dziewczynkę ! Ale ten drugi rok nieuchronnie się zbliża, bo do 12 kwietnia  już niedługo. Więc trochę sobie ćwiczę. Już czasem nieźle wyjdzie mi "tata", "mama", "baba" i "dziadzia".

     Czasem puszczają mi nerwy i dają koncert niezadowolenia. Tak było dzisiaj. Babcia chciała mi zmienić pampers więc bardzo zdecydowanie zaprotestowałem. Użyłem wrzasku,  energicznego wierzgania obiema nogami i wiaderka łez serdecznych. Pomimo tego babcia cel osiągnęła. Słyszałem rozmowę pomiędzy starszym państwem. Zastanawiali się co mi się nie podoba w pampersie z nowej paczki. Nie powiedziałem im, niech się domyślą. Moje "eeeeee" to zbyt mały zasób słów by im to wyjaśnić.

     Kolejną przykrość, którą musiałem owrzeszczeć i opłakać sprawił mi nasz pies. Lubię bawić się gumowymi balonikami. Niestety szybko pękają więc babcia ma spory zapas tych zabawek. Po pęknięciu kolejnego balonika dałem znać, że proszę o następny. "eeeeee" było skuteczne i po chwili dziadek wręczył mi nowy, napompowany balonik lecz nie zawiązany. Lubię taki balonik wypuścić z ręki o obserwować jak potrafi fruwać w nieoczekiwanych kierunkach. Niestety Cheri też lubi, i na dodatek była szybsza ode mnie. Balonik zniknął w jej pysku a pies schował się do swojego kosza pod stołem i robił wrażenie konsumującego niestrawną gumę. Do akcji wkroczył dziadek i biorąc psa za właściwe miejsce (skórka na szyjce) opróżnił paszczę z gumy. Uznałem, że zrobił to zbyt brutalnie - ja się z suką obchodzę łagodniej. Może się mylę, ale uznałem, ze powinienem zaprotestować więc to zrobiłem. Długo babcia mnie musiała uspokajać.

     Po przykrości  należy się przyjemność. I nadeszła.  Zaczęła się moja ukochana audycja w TV czyli "Jaka to melodia".


    Biorę w niej czynny udział, choć ograniczam się do słuchania i tańczenia.


     Siedzi we mnie coś takiego co powoduje, że słysząc muzykę i widząc tańczących muszę też zacząć się ruszać. Choreografia jest moim samodzielnym dziełem i w obserwatorach wzbudza, jak mi się wydaje, aplauz.



     Nie jestem jednak tego pewien bo słyszę też gromki śmiech. Potrafię, kiedy mnie chęć tańca napadnie, zorganizować sobie własną muzykę bez udziału telewizora. Mam samochód, który wygrywa melodie taneczne. Wystarczy je włączyć i już mogę zająć się sztuką, rozwijającą mnie też fizycznie.

     Dla mnie czas bez słuchania muzyki i tańczenia z innymi tańczącymi, np. na ekranie TV, jest czasem zmarnowanym. Przecież ludzie nie wymyślili jeszcze wszystkich melodii i wszystkich układów tanecznych. Gdy urosnę spróbuję dodać coś od siebie. Chyba, że ... zainteresuje mnie coś innego i równie pasjonującego. Czas pokaże.