niedziela, 19 października 2014

Dziadek się wprosił

     Lubię patrzeć na ekran telewizora, lubię potańczyć w takt muzyki, którą z niego słyszę, lubię przytulić mojego psa Reksa i pogłaskać sunię Cheri. Lubię też pomagać mamie. No i lubię, choć szczerze mówiąc nie za bardzo, pozwalać dziadkowi na wpisywanie jego tekstu do mojego bloga. Dzisiaj mnie o to poprosił więc pozwoliłem. A to tekst dziadka:

     Dziękuję ci wnuczku Farisku, nie zajmę dużo miejsca. Chcę tylko coś zanotować by nie zapomnieć o tym, jak nam się wydaje, niesamowitym wydarzeniu. Po latach będziesz mógł sobie o tym przeczytać. Oczywiście jeśli ktoś naszego świata nie wysadzi w powietrze. Niedawno obiecywał nam to pan Ż.
     A więc do rzeczy. 19 października 2014 roku wszedłeś do łazienki, gdzie twoja mama rozwieszała pranie do wyschnięcia. Wprawdzie  wszystko już wisiało ale ty doszedłeś do wniosku, że mamie pomoc się przyda i postanowiłeś pomóc. Otworzyłeś drzwi pralki i zacząłeś swoją, jeszcze małą i króciutką łapką, podawać mamie do rozwieszenia te wyimaginowane przez ciebie mokre rzeczy, które w pralce pozostawiła. Nie było tego wiele ale taka pomoc dobrze  świadczy o twojej chęci robienia tego co lubisz, w tym wypadku pomagania. No i o tym, o czym pisałeś w poprzednim poście, że obserwujesz, analizujesz, wyciągasz wnioski i działasz. W tym przypadku pomagając mamie.
Żałuję, że mnie przy tym nie było i nie zrobiłem ci zdjęcia pamiątkowego.

     Dzisiaj już skończyłem pisać za ciebie. Dziękuję, że mnie wpuściłeś. Dziadek.

czwartek, 16 października 2014

Lubię obserwować

     Dwunastego października 2014 roku skończyłem półtora roku mojego niemowlęcego życia. By być przyjętym do pobliskiego przedszkola muszę przeżyć jeszcze co najmniej drugie tyle. Tam będę musiał robić to co mnie i innym dzieciom polecą panie przedszkolanki. Jednak dopóki jestem w domach rodziców i dziadków nie mam zamiaru marnować czasu i moje otoczenie obserwuję, analizuję to co zobaczyłem, wyciągam wnioski i staram się działać.
     Po co, na przykład, w pokoju leżą dwa buty mamy skoro w przedpokoju jest niezliczona ilość bucich par. Zapewne tam jest miejsce gdzie śpią gdy nie są noszone. Więc wędruję do pokoju jeszcze na czterech, bo chodzić na dwóch nauczyłem się kilka dni później, biorę jeden but do łapki i na trzech odnoszę go do przedpokoju. Z drugim butem robię to samo i cała bucia rodzina jest w jednym miejscu
     Nasz domowy pies, a mój dobry przyjaciel i opiekun - beagle Cheri, gdy mieszka z nami w Warszawie, jest kilka razy dziennie wyprowadzany na spacer. Najbardziej lubi spacery w porze obiadowej. Ja o tej porze jestem jeszcze z babcią w parku i piesek do mnie i po mnie przychodzi z dziadkiem. Oczywiście zaczyna od sprawdzenia czy jestem w wózku i czy ze mną jest wszystko w porządku. Potem wszyscy wracamy na obiad.
     Ale od niedawna mam jeszcze drugiego pieska, złotego retriwera o imieniu Reks. Na tym zdjęciu on jeszcze śpi.


Ale po obudzeniu zaczepia mnie łapką

pewnie chce się bawić lub wyjść na spacer.

     Jest bardzo grzeczny i miły. Bardzo lubię się do niego przytulać więc często jeździ ze mną w wózku. Zauważyłem, że gdy jest w domu nikt go nie wyprowadza na spacer. A przecież w parku biega liczne grono psiaków. Tylko on jeden nie wychodzi. Pomyślałem, że jego też trzeba wyprowadzać.  Wziąłem więc go pod pachę i powędrowałem do drzwi wyjściowych licząc, że mama mi je otworzy. Tak się nie stało i obaj nie opuściliśmy mieszkania. Dlaczego ? Czy przeszkodą jest to, że Reks jest pluszowy ? Jeszcze tego nie rozumiem. Czy z powodu innego futerka piesek musi siedzieć w domu ?

niedziela, 12 października 2014

Opanowałem chodzenie

    Już mijają dwa tygodni od dnia, w którym udało mi się rozpocząć samodzielne poruszanie się po mieszkaniu. Nie, nie, nie tak jak myślicie - nie na czterech a na dwóch nogach i w pozycji pionowej !

     Najpierw musiałem opanować podnoszenie się z podłogi bez pomocy ludzi i mebli i utrzymanie pozycji stojącej przez kilkadziesiąt sekund. Że to są sekundy usłyszałem od babci i dziadka. Jeszcze nie wiem co to jest ta sekunda ale do utrzymania pionu nie jest mi to - jak widać - potrzebne.

 

Od postawy pionowej do wyruszenia w podróż  wreszcie na własnych nogach, już tylko krok.

 

     To bardzo łatwe i proste. Podnoszę jedną nogę i stawiam ją trochę dalej, potem to samo robię z drugą nogą i ... okazuje się, że chodzę.

     Czasem jeszcze, czy to z wysiłku czy też na coś wpadnę braknie mi sił. Wtedy muszę marsz przerwać i trochę czasu spędzę na pupie. Ale niezbyt długo bo trzeba ruszać dalej.


     Już nawet próbuję grać w piłkę. Oczywiście nożną, którą uwielbia mój tata. Jeszcze niewiele umiejętności piłkarskich opanowałem, ale podać piłkę już potrafię.


      Wchodzenie na tapczan ćwiczę - niestety - jeszcze z pomocą kogoś, kto mi pomoże udźwignąć pupę. Przecież tam w majtkach siedzi pampers i ciągnie mnie w dół.


     Ale bezpieczne zejście z tapczana to pestka, jak mówią domownicy. Tę czynność tak dobrze opanowałem, że już nie boją się zostawić mnie na chwilę bez opieki. Wygląda to tak: najpierw kładę się na brzuchu potem dosuwam ostrożnie jedną nogę do krawędzi


 i wysuwam ją poza tapczan.

     Za chwilę obie wysunięte nogi są na podłodze a ja z nimi.


     Czego zresztą miałbym się obawiać skoro cały czas jest ze mną moja psia opiekunka.


     Od niedawna mam też drugiego pieska, pluszowego Reksia. O nim opowiem następnym razem.