poniedziałek, 15 września 2014

Przyjaźń od małego

     Czas leci a nasz wnusio nie próżnuje. Co pewien czas demonstruje nam nowości ściśle dotąd ukrywane. Tak też było 12 sierpnia 2014 roku, w dzień, w którym Faris skończył 17 miesięcy.

     Jego ukochana (z wzajemnością) suczka Cheri zaczęła na spacerach łapać kleszcze. Konieczne więc stało się wpuszczenie między sierść na grzbiecie stosownego specyfiku. Operacja psa nie boli, niemniej jednak wywołuje odruch obronny. W końcu nigdy nie wiadomo co panciowie zamierzają zrobić wyciągając psa z legowiska, warto więc przewidzieć ewentualną ucieczkę. Piesek nie będzie przecież wobec zagrożenia stać spokojnie. Lepiej napiąć mięśnie i wiercąc się oczekiwać na to, co się ma wydarzyć. Szczególnie gdy do "operacji" szykują się dwie osoby.

     Faris siedzi sobie spokojnie na ręce babci i z góry obserwuje pieska. Kiedy do psa zbliżąją się ręce z tubką żelu pies traci cierpliwość i chce wiać. Ale się nie udaje, bo jest otoczony. I nagle niepokój psa udziela się Farisowi, dzieciak zaczyna płakać. Przecież jego towarzyszka z podłogi, która codziennie cierpliwie znosi karesy małego człowieczka, jest czymś poważnie zagrożona. Co tu zrobić, jak ją obronić ? Najlepiej zacząć ryczeć. I Faris stwierdza, że ryk rzeczywiście skutkuje bo pies nieuszkodzony spokojnie odchodzi. Cel jest więc osiągnięty, Cheri obroniona i ryk ustaje momentalnie a na buzi obrońcy nie ma nawet śladów łez, nie zdążyły popłynąć.

     W takim 17-to miesięcznym ciałku siedzi już móżdżek, który czuje współczucie i nakazuje pomoc przyjacielowi.